^Powrót na górę
Pomaga! Szkoli! Opiekuje! Ratuje!
O krwiodawcach trochę inaczej...
Niedługo po śmierci księdza prałata Wacława Partyki, zgłosili się do mnie przedstawiciele przemyskiej stacji krwiodawstwa z prośbą o przyjęcie posługi ich kapelana.
Było to raptem kilka dni po tym, kiedy ksiądz biskup Adam zwerbował mnie na odpuść Panie Boże, dyrektora pieszej przemyskiej pielgrzymki na Jasną Górę. Odruchowa refleksja, a właściwie dwie były natychmiastowe: Najpierw myśl, że to kara za moje utyskiwania na teksty pana Zdzisława, a druga bardziej eschatologiczna...kolejna funkcja po Wacławie, pozostaje jeszcze ta ostatnia....
Koniec końców zgodziłem się. I oto 6 września 2008 r. uczestniczyłem w Kalwarii Pacławskiej na audiencji honorowych krwiodawców u Matki Słuchającej. Kronikarska powinność każe napisać, że było nas wielu, że mszę świętą sprawował ksiądz biskup Adam, on też otrzymał odznakę trzeciego stopnia, ojciec Paweł dotychczasowy gwardian kalwaryjski oprócz podziękowań, kwiatów otrzymał sympatyczną przytulankę w kształcie kropelki krwi, która z pewnością przyda mu się na bezsenne noce w przemyskim konwencie, którego został gwardianem. Po Mszy świętej odbyliśmy kalwaryjską drogę krzyżową i wreszcie trzeba dodać, że Pan obdarzył nas piękną pogodą.
Od czasu namawiania mnie na kapelaństwo sporo się zmieniło. Krew przestała być dla mnie odległym tematem, ale stała się codziennością z powodu choroby kogoś najbliższego. Idąc po Gradusach snułem pewną refleksję, którą chcę się podzielić:
Biel szpitalnej sali. Wieczór. U wezgłowia chorej wisi plastikowy pojemnik z krwią, która powoli spływa do jej żył. Nie chce się rozmawiać. Kontempluję ten leniwy bieg czerwonych krwinek i myślę – ilu ludzi oddało tę krew. Kim są?. Gdzie żyją?. Co teraz robią?. Refleksję przerywa głos darbiorczyni. Widzisz ilu ludzi dawniej musiało umrzeć w takiej sytuacji. A ja może jeszcze trochę pożyję. Szkoda, że kiedyś mało się o tym mówiło. Jak byłam młoda też mogłam oddawać krew. Teraz mogę już tylko brać. No, i mogę się modlić, i będę to robić.
Wstyd mi za moje utyskiwania. To tacy „ wariaci” jak pan Zdzisław, którzy zamiast cieszyć się ciepełkiem emerytury gonią po szkołach, miastach i przekonują.
Nowa refleksja, wspomnienie. Kilka miesięcy temu dostałem emaila z Lublina. Przypominam sobie jego treść. Po powrocie do domu odszukuję ten tekst – apel. Oto jego fragment:
Do niedawna nasza Córka Maria Anna była zdrowa i pewna, że realizacja jej planów zależy przede wszystkim od Niej. Ukończyła studia psychologiczne (KUL, 2007), studiuje kulturoznawstwo (UMCS), prowadziła zajęcia z psychologii dla studentów anglistyki, rozpoczęła pracę w poradni i kurs terapii gestalt w Krakowie. Latem - razem z Pawłem - przeszła 700 kilometrów szlakiem św. Jakuba do Santiago de Compostela w Hiszpanii.
Jesienią nie czuła się najlepiej, zrobiła badania kontrolne. Wyniki morfologii krwi wskazały na konieczność leczenia. Diagnoza ujawniła poważną chorobę: aplazję szpiku, która polega na tym, że szpik na skutek zaniku nie produkuje krwinek. Na ogół konieczny jest przeszczep szpiku najlepiej od dawcy spokrewnionego (jeśli ma zgodne z biorcą antygeny tzw. układu zgodności tkankowej HLA) - bracia okazali się jednak niezgodni. Od 10 grudnia Maria A. leczy się w Instytucie Hematologii i Transplantologii w Warszawie. Jednocześnie rozpoczyna się poszukiwanie nie spokrewnionego dawcy szpiku.Dobór jest sprawą trudną, gdyż decyduje o nim zgodność antygenów HLA, która zdarza się bardzo rzadko.
Choroba Córki uświadomiła nam, jak wielkie znaczenie ma obszerny rejestr potencjalnych dawców szpiku - jak ważna to rzecz, wiedząc iż transplantacja szpiku kostnego może uratować życie i zdrowie osoby chorej na aplazję szpiku lub białaczkę. Dlatego apelujemy o zgłaszanie się do Fundacji Urszuli Jaworskiej - w załączeniu przesyłamy deklarację, którą można wysłać na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript. (lub podany na niej adres pocztowy).(...) Każde zgłoszenie zwiększa szanse na odzyskanie zdrowia, każda zgoda na przeszczep może przyczynić się do uratowania komuś życia. Jako rodzice Marii Anny wiedząc, iż od tego może zależeć Jej powrót do zdrowia, jak również rozumiejąc potrzeby osób chorych na aplazję i białaczkę, apelujemy do naszych Przyjaciół, Znajomych i Znajomych Znajomych o zgłaszanie gotowości oddania szpiku kostnego celem pomocy naszej Córce oraz ratowania zdrowia i życia innych ludzi.
To już koniec mojej refleksji. Mam nadzieję, że będzie kontynuowana w sumieniach tych, którzy krew oddać mogą.
A do krwiodawców ponawiam apel z Kalwarii. Wy, którzy ratujecie życie innych ludzi, nie zmarnujcie swojego życia tego doczesnego, ale i wiecznego. W każdy pierwszy piątek śpieszcie do spowiedzi i komunii świętej, by w ten sposób poddać się transfuzji daru najcenniejszego – Krwi Chrystusa. Wasza krew, któregoś dnia nie pomoże chorym, ale krew Chrystusa zawsze przywraca życie – to najważniejsze wieczne.
Tekst ks. Zbigniew Suchy
Zdjęcia: Katarzyna i Zdzisław Wójcik